środa, 17 lutego 2016

Islandia

Jakież to szczęście móc łączyć swoje pasje z pracą zawodową. Mnie się udało. Praca w sklepie turystycznym to codzienne obcowanie ze sprzętem i odzieżą turystyczną, ale przede wszystkim z ludźmi, którzy podobnie jak ja, kochają przyrodę. I tak też poznałem Miśka, motocyklistę i rasowego turystę, który pewnego pięknego dnia przyszedł do mnie jako klient, a wyszedł jako kolega i przyszły przewodnik, mój i mojego wspólnika Michała, po Islandii!

Ćwiczenie technik alpinistycznych na nieczynnym moście kolejowym w Stanach k/Nowej Soli.
Instruktażu udzielali nam Misiek i Dawid Kuboń (więcej odnośnie szkoleń na końcu artykułu)

Od słowa do słowa dowiedziałem się, że Misiek osiem lat mieszkał na Islandii, wędrował po lodowcach, wspinał się po lodospadach, przeprawiał się przez lodowate rzeki, a przede wszystkim, że musi wrócić na Islandię sprzedać swój samochód na islandzkich blachach - zapytałem więc - a mogę jechać z Tobą?

Poranna kawa nad morzem Bałtyckim, po pierwszej nocy spędzonej w namiocie, w pobliżu najdalej na północ wysuniętej miejscowości Danii - Skagen

Po kilku dniach i kawach ustaliliśmy, że jedziemy w trójkę, czyli Michał vel Misiek, Michał vel Miszak i ja. Ruszamy z Nowej Soli do portu w Hirtshals (~1000 km), gdzie wjeżdżamy na prom do Seyðisfjörður. Po drodze, podczas kilkugodzinnego postoju, zwiedzamy Wyspy Owcze. Następnie objeżdżamy południową część wyspy i docieramy do Reykjavíku. Tam zostawiamy samochód w komisie i wracamy samolotem do Berlina.

Trasa naszego rejsu promem. Po drodze będziemy mijać Szetlandy oraz zwiedzimy Wyspy Owcze.

Skagen to kolor i miejscowość. Nazwa koloru pochodzi od elewacji budynków, które dominują w tym portowym miasteczku. Ciekawostką tego miejsca jest położenie na styku mórz Północnego i Bałtyckiego. Zachodzi tutaj ciekawy efekt ścierania się fal, które nadpływają z północy i z południa.

Charakterystyczny żółtawy kolor zabudowań w miejscowości Skagen, w Dani nazywa się Skagen


Miejsce, w którym łączą się morza Północne i Bałtyckie


W końcu, 11 kwietnia 2015 r., jesteśmy na promie. Spełniają się nasze marzenia! Teraz dopiero rozpoczyna się prawdziwa przygoda. Islandia ma w sobie coś magicznego. Jej wulkaniczne pochodzenie oraz spektakularne zjawiska przyrodnicze takie jak: wulkany, gejzery, jaskinie lawowe i lodowe, gorące źródełka, fiordy i zorza polarna przyciągają nas niczym magnes. Tam To czuć, że nasza Planeta żyje, że jesteśmy częścią Kosmosu. Tylko na Islandii mogła powstać taka muzyka, jak mojej ulubionej Björk.

Podróżując z Miśkiem, można mieć pewność, że każda chwila podróży będzie wykorzystana na maksa. Podczas postoju, gdy wszyscy jeszcze spali, my wymknęliśmy się z promu i ruszyliśmy w pobliskie góry. [plan wycieczki]



Jedne z najlepszych termosów na rynku - Termite. O kilkunastu lat w stałej ofercie naszego sklepu!

Jak Wyspy Owcze, to i owce muszą być

Gdy opuszczamy Wyspy Owcze, zaczyna się psuć pogoda. W deszczu krążymy po pokładzie z aparatami w rękach.

W pewnym momencie na pokładzie pozostaliśmy tylko my i "kobieta diabeł"

"Kobieta diabeł" wraz z nami obserwująca góry zatopione w oceanie, to był "zły omen" ;)
Niebawem rozpętał się straszliwy sztorm, który rzucał naszym promem niczym łupinką - bynajmniej nam się tak wydawało. Leżąc w swojej koi raz to czułem jak jestem do niej dociskany z siłą prasy, a raz jak odlatuję ku sufitowi. Odechciało nam się jeść i pić. Chcieliśmy tylko to przetrwać.

Islandia przywitała nas wyjątkowo piękną pogodą

14 kwietnia po raz pierwszy ujrzeliśmy Islandię! Nie mogliśmy się już doczekać, by zobaczyć te wszystkie cuda przyrody. Ogarniała nas radość, bo prognoza pogody, wyjątkowo jak na tą porę roku, była bardzo dobra. Od tej pory nie potrafiłem odłożyć aparatu na bok, w wyniku czego do domu przywiozłem około półtora tysiąca zdjęć.

Pierwsze kroki skierowaliśmy ku wodospadowi Hengifoss


Najbardziej polecamy i sami zajadamy smaczną i bez chemii liofilizowaną żywność LYO EXPEDITION

Wodospady na Islandii są tak spektakularne i jest ich tak dużo, że na te wielkości Kamieńczyka w Karkonoszach nie miałem w końcu siły wyciągać aparatu ;)

Wiele zdjęć wykonałem z jadącego samochodu, nie potrafiłem się oprzeć pokusie

Droga prowadząca do jednego z fiordów, które dane nam było podziwiać

Wzdłuż wielu fiordów rozciągają się malownicze portowe miasteczka



Szczęśliwie kilka razy udało nam się natrafić na stada reniferów

Droga wiła się wzdłuż fiordów. Po jednej stronie ocean, a po drugiej ośnieżone szczyty.



Wszystkie noce spędziliśmy w namiocie. Dopiero w Reykjavíku zamieszkaliśmy u znajomych Miśka, którzy zajęli się nami po królewsku. W życiu nie doświadczyliśmy takiej gościny!

Intensywność wrażeń ostatnich dni była piorunująca. Myśli kotłowały się w głowie. Byłem szczęśliwy. Tyle widzieliśmy, a tyle mieliśmy jeszcze zobaczyć. Nie potrafiliśmy obojętnie przejechać obok żadnej atrakcji, wchodziliśmy na przydrożne góry, kąpaliśmy się w górskich strumieniach, stąpaliśmy po jęzorach lodowców. Ale po kolei..... :)

Poranek zaczęliśmy od spaceru wokół przydrożnego wodospadu Sveinstekksfoss

...zakończonego kąpielą w kilkustopniowej wodzie. Setki lodowatych szpilek wbijających się w ciało skutecznie uniemożliwiły dłuższą kąpiel niż kilkadziesiąt sekund.

Jednym z najpiękniejszych momentów całej wyprawy było spontaniczne wejście na jedną z przydrożnych gór na szczycie fiordu. Klimat niczym z "Nieśmiertelnego". Zielone mchy, strome urwiska i ocean!



Podróżowanie z Miśkiem polegało na zwiedzaniu największych atrakcji Islandii, ale przede wszystkim pomniejszych, które zazwyczaj okazywały się o wiele atrakcyjniejsze od tych z głównego kręgu, tzw. Golden Circe. Potrafiliśmy nie raz zboczyć z trasy, by wykąpać się w mało komu znanym gorącym źródełku, bądź zdobyć przydrożny szczyt, który akurat wpadł nam w oko. Przejechać przez tunel szerokości samochodu do kolejnego fiordu, by zobaczyć setki ptaków startujących z rybackiego portu. W przydrożnym barze, gdzie zazwyczaj obsługiwała nas rodaczka, spróbować sprawdzonych lokalnych napojów i potraw. Rozbić namiot tam, gdzie piękny widok, w miejscu, które sobie sami wybraliśmy. Takie zachowanie charakteryzuje tylko prawdziwych pasjonatów!

Góry i Ocean. Jest wielce prawdopodobne, że byliśmy jednymi z pierwszych ludzi którzy stąpali po tej górze.

Spośród setek pięknych zdjęć (wybranych z tysiąca) ciężko jest wyselekcjonować te najbardziej reprezentacyjne. Jadąc samochodem, próbowałem schować aparat do futerału, ale na próżno. Za każdym zakrętem krył się jeszcze piękniejszy widok. Gdy pejzaże naprawdę powalały z nóg, zatrzymywaliśmy się na chwilę, by odetchnąć, by trawić tę chwilę. Było tak wiele razy.


Takie drogi, to marzenie każdego motocyklisty...

...i rowerzysty :)




Jadąc, przez wiele godzin, potrafiliśmy nie minąć żadnego samochodu. A to główna droga wokół wyspy! Gdy czasami przyszło nam wjechać w Interior, w świeżo otworzone po sezonie zimowym drogi, byliśmy na pewno jednym z pierwszych samochodów podążających tamtędy w tym roku.

Jedną z głównych atrakcji tej części wyspy jest spływający do oceanu lodowiec Jökulsárlón 



Biel i czerń


Dzień zbliżał się ku końcowi, a my chcieliśmy jeszcze zobaczyć jaskinię lodową. Problem polegał na tym, że jaskinie przemieszczają się wraz z poruszającym się jęzorem lodowca. Jedne ulegają destrukcji, a inne powstają. Niemniej, pomimo zmęczenia, postanowiliśmy spróbować. Samo dojście do lodowca było niesamowitym przeżyciem. Poruszaliśmy się po terenie, który onegdaj pokrywał lód, który pozostawił po sobie iście marsjański krajobraz.

Ruszamy na poszukiwania jaskini lodowej. W oddali już widać jęzor lodowca.


Na lodowcu


Jaskini nie udało nam się znaleźć, ale to był i tak jeden z najbardziej aktywnych i emocjonalnych dni w moim życiu. Odbyliśmy za to krótki, testowy spacer po lodowcu, używając naszego ekwipunku, lin, raków i czekanów, które przydadzą nam się jutro w próbie zdobycia najwyższego szczytu Islandii - Hvannadalshnúkur.

Wstaliśmy przed świtem, by "na czołówkach" ruszyć na szczyt liczący 2119 m n.p.m.

Gdy wstaliśmy około godziny pierwszej nad ranem, naszym oczom ukazała się piękna zorza polarna. Zielone światła rozlewały się po niebie w sposób, jaki trudno sobie wyobrazić. Niesamowite zjawisko!

Może to nie wysoko, ale podejście zaczyna się na wysokości 0 m n.p.m :)

Wschód Słońca w górach, to wspaniały spektakl

Pogoda znowu nam dopisała

Misiek torował nam drogę

...i ciągnął nas na linie :)

W końcu zjedliśmy obiad w pięknych okolicznościach przyrody

...i stwierdziliśmy, że nie wchodzimy wyżej, bo w ten sposób będziemy mieli bardzo mocny argument, by wrócić tu ponownie ;)


Jeden z jęzorów lodu spływających z niezdobytego przez nas Hvannadalshnúkur - Svínafellsjökull


Pora ruszać w drogę - islandzką drogę...



W pewnym momencie otaczały nas setki hektarów porośniętej mchem lawy. Musieliśmy się zatrzymać, by patrzeć, dotykać i własnym oczom nie wierzyć :)

Nic nie trwa wiecznie

Szum tego wodospadu utulał nas do snu. Prawdopodobnie trwało to nie dłużej niż minutę :)


Islandia to Ziemia, Woda, Ogień i Powietrze, cztery starożytne żywioły. Wczorajszy dzień upłynął nam pod znakiem Lodu. Dzisiejszy zdecydowanie Wody. Po pierwsze, słońce skryło się za chmurami. Po drugie, zwiedzaliśmy zdecydowanie spektakularne wodospady. Widoczny powyżej można było obejść dookoła. Poniższy był ukryty głęboko w górze.


Dojście do trzeciego wymagało poświęcenia wody w butach. Membrany w spodniach i kurtce dały radę, lecz do butów woda wlała się od góry. Szlak wiódł wzdłuż górskiego potoku płynącego w głębokim wąwozie, na którego końcu znajdował się wysoki wodospad.

Charakterystyczne islandzkie koniki. Niestety często trafiają na islandzkie stoły....

Kolejna krajobraz jak nie z naszej planety

Zabytkowe domostwa

Podwójny wodospad...

...a wokół bazaltowe, regularne skały

Widoki z okien samochodu


Lodowcowy autobus

Taki tam wodospadzik. Po tym wszystkim, co zobaczyliśmy, nawet taki olbrzym nie robił na nas specjalnego wrażenia. ;)

Dziesiątki większych i mniejszych gejzerów

Jedne wybuchają co kilka minut, inne lat, a jeszcze inne co dziesiątki lat

Michały podziwiają wybuchający gejzer

W lodowatej wodzie już się kąpaliśmy. Ta nie była może tak gorąca jak w gejzerze, ale za to w sam raz na długie nasiadówki. Specjalnie w tym celu na dnie zostały ułożone wygodne płaskie kamienie. A wokół tylko góry, chmury, gwiazdy, śniegi, zorze polarne i takie tam atrakcyje. Piwka wystarczy postawić tylko trochę dalej, tak na wyciągnięcie ręki, a będą zawsze chłodne! ;)

Ilość super-atrakcji, które zobaczyliśmy i których doświadczyliśmy przez te cztery dni pobytu na Islandii, była jakaś astronomiczna. Normalnie potrzeba na to kilka lat, a może nawet kilkudziesięciu. Ja nigdy nie doświadczyłem tak intensywnej podróży, a ona jeszcze się nie skończyła...

Þingvellir - miejsce, w którym łączą się dwie płyty kontynentalne - euroazjatycka i północnoamerykańska

W tym miejscu narodził się również islandzki parlament Althing. Jest to jeden z najstarszych parlamentów świata. Trwa nieprzerwanie od 930 roku!

Dziwna aura tego miejsca jeszcze dobitniej uświadamia nam potęgę przyrody

W tym momencie dojechaliśmy do Reykjavíku, gdzie na ostatnie trzy noce zatrzymaliśmy się u przyjaciół Miśka. Zostaliśmy przyjęci wspaniale! Adam, który był naszym gospodarzem, okazał się również wyśmienitym kucharzem, czego doświadczaliśmy w domu, jak również w restauracji w której pracuje :) Razem z Miśkiem jeździliśmy po całym Reykjavíku, odwiedzając kolejnych jego znajomych, a kiedy załatwiał papiery związane ze sprzedażą samochodu, oni zajmowali się nami. Na szczególną uwagę zasługuje jednak wycieczka z Tomkiem do jaskiń lawowych Búri i Raufarholshellir.


Wejście do Búri to dziura w ziemi położona pośrodku olbrzymiego rozlewiska zastygłej lawy, które wygląda jak na zdjęciu poniżej. Trzeba zadać sobie trochę trudu, by ją odszukać. Niestety, główne wejście okazało się jeszcze zasypane śniegiem, ale mniejsze, kilkudziesięciometrowe odnogi były drożne. Tam znalazłem wiele kolorowych okruchów lawy.

Chodzimy po polu zastygłej lawy

Pierwszy raz znalazłem się w jaskini bez barierek, biletów i całej tej komercyjnej otoczki. Na Islandii jest bowiem tak dużo obiektów tego typu, a tak mało mieszkańców, że nikt tego nie pilnuje.Ta wspaniała jaskinia nie jest oznaczona, nie prowadzi do niej żaden szlak turystyczny. Podobno się to zmienia. 

Jednak naprawdę duża jaskinia to Raufarholshellir. Posiada ona kilka "źródeł", z których tryskała lawa, by następnie pod olbrzymim ciśnieniem wyprzeć tunel wychodzący na powierzchnię. Ściany jaskini posiadają metaliczny połysk i w światłach czołówek wyglądają jak elementy statku kosmitów z filmu "Obcy - ósmy pasażer Nostromo" :) Jej długość, to 1350 m.
Wejście do jaskini znajduje się przy drodze dojazdowej do Reykjavíku, a stoi przy nim tylko tablica informująca o tym, że każdy wchodzi do niej na własną odpowiedzialność, że zaleca się mieć kask i zapasowe źródło światła :)

Wejścia do jaskini strzegą olbrzymie lodowe stalagmity i stalaktyty

Dające do myślenia jest zachowanie islandzkich turystów, którzy pomimo wolnego wstępu w to magiczne miejsce, nie dewastują go, co byłoby bardzo prawdopodobne w naszym kraju

Tutaj zaczyna się prawdziwa "podróż do wnętrza Ziemi"

Ściany jaskini uzmysławiają potęgę żywiołu, który tutaj rządził. Wszystko jest stopione i wytarte pod olbrzymim naporem gorącej magmy.


Schodzimy jeszcze głębiej, na dno jaskini. Chcemy zobaczyć "źródła", z których wyciekała lawa.

Dno jaskini, z którego brała swój początek rzeka lawy

Ostatnie krople lawy utworzyły charakterystyczny naciek

Pamiątkowa fotka z naszym przewodnikiem Tomkiem na dnie 1350-metrowej jaskini wyżłobionej w skale przez wyciekającą lawę

I w tym momencie kończy się nasza "podróż życia". Jeszcze raz dziękujemy Miśkowi, wszystkim jego islandzkim przyjaciołom oraz mojemu wujkowi, który przyjechał po nas do Berlina.

Islandio! Jeszcze do Ciebie wrócimy. Zdobyć Hvannadalshnúkur i zobaczyć Twą północną twarz. :)


UWAGA!
W czerwcu 2016 r. Michał organizuje kolejny wyjazd na Islandię.
Jeśli chcesz przeżyć podobną przygodę, dzwoń lub pisz śmiało.
Numer telefonu do Michała, to: 667 124 845, a mail: diesel-m-10@tlen.pl

PAMIĘTAJ!
Profesjonalny ekwipunek na każdą wyprawę górską, spływ rzeką, podróż rowerową i motocyklową, tuż za miedzę i na drugi koniec Świata, dobierzemy dla Ciebie z zaangażowaniem i bez ściemy!
NASZE DOŚWIADCZENIE JEST TWOIM DOŚWIADCZENIEM!

Adresy sklepów eTraper:
NOWA SÓL, ul. Traugutta 12, tel. 68 387 3 997
ZIELONA GÓRA, ul. Pod Filarami 4, tel. 68 324 51 05
oraz www.etraper.pl - nowa wersja sklepu od maja 2016!

A jeśli jesteś z Zielonej Góry lub okolic i chcesz rozpocząć swoją przygodę ze wspinaczką, to polecam Ci szkolenia prowadzone przez profesjonalistów, czyli Dawida Kubonia i Tomka Buczackiego. Telefon i mail do Dawida, który wraz z Michałem, był również naszym instruktorem przed wyjazdem na Islandię, to: 695 662 999 i alpinemedic@wp.pl